Bartosz seifert: enklawa
ze zdobywcą głównej nagrody w kategorii poznańskiej pnf24
ROZMAWIA GRZEGORZ DEMBIŃSKI

Bartosz Seifert, fot. Robert Woźniak
- Czym się zajmujesz na co dzień?
- Jestem związany z poznańską Akademią Muzycznąi Teatrem Wielkim. Od dwunastu lat fotografuję świat muzyki: koncerty, przedstawienia, próby, solistów, orkiestry, chóry. Wcześniej pracowałem w salonie ze sprzętem fotograficznym i jako energoelektronik. W tamtym czasie byłem fotografem amatorem, aparatu używałem w czasie wolnym.
- Co fotografowałeś na początku?
-Architekturę i krajobrazy. Ale ponieważ jestem miłośnikiem muzyki klasycznej, ciągnęło mnie do świata sal koncertowych, filharmonii, scen muzycznych. Gdy już udało mi się spełnić marzenia o fotografowaniu na poważnie tej sfery, pomyślałem że w wolnym czasie warto będzie uprawiać dokument, życie codzienne Poznania.
- Skąd pojawiła się taka tęsknota?
- Obserwowałem jak zmienia się Wilda - dzielnica w której częściowo się wychowałem.Widziałem, że stara Wilda zanika, uznałem że warto spróbować ją zachować na zdjęciach. Wymyśliłem, że będę fotografował ludzi z architekturą jako tłem. Generalnie jestem osobą zamkniętą w sobie, więc kontakt z ludźmi był dla mnie również ćwiczeniem społecznym. Miałem do Wildy sentyment, do ludzi, miejsc. Spacerowałem po ulicach, podwórkach,mówiłem ludziom, że dokumentuję Wildę i zwykle reagowali pozytywnie. Po dwóch latach pokazałem te zdjęcia na kilku wystawach, są też na mojej stronie internetowej.
- Zdjęcia z Wildy różnią się znacząco od tego jak fotografowałeś do swojego kolejnego projektu „Enklawa” – czyli historii obarakach przy ulicy Opolskiej...
- ...zawsze starałem się szukać swojego obrazu, swojej drogi. Mało oglądałem prace innych. Po „Wildzie” jednak długo zastanawiałem się, co mogę zmienić, czy też poprawić w obrazach, które chwytałem. Bardzo przemawiał do mnie sposób fotografowania Mariusza Foreckiego. Wziąłem u niego udział w warsztatach mentorskich. Mariusz mobilizował mnie, żeby konsekwentnie jeździć i fotografować Opolską w bardzo różnych momentach, że są pewne rytualne sytuacje społeczne, kiedy można schwytać ciekawe historie: Święto Zmarłych, Sylwester, wizyty duszpasterskie…
- Dlaczego akurat baraki przy Opolskiej?
- Podobnie jak przy Wildzie, dowiedziałem się, że dzielnica składająca się z parterowych, szeregowych domów, wybudowanych w okresie okupacji niemieckiejma być „rewitalizowana”. Za barakami przy Opolskiej ciągnęła się zła sława miejsca, w które lepiej po zmroku się nie zapuszczać. Wynikało to z faktu, że lokowano tam osoby zalegające z czynszami, eksmitowane, po „przejściach”. Poza tym, gdy otoczenie miejskie mocno się zmieniało, stare baraki pozostawały miejscem zaniedbanym, opustoszałym, nieremontowanym, mało atrakcyjnym. Chciałem się temu przyjrzeć, zobaczyć jak się ma stereotyp do rzeczywistości.
- Kto tam mieszka?
- Bardzo różni ludzie. Społeczno-ekonomicznie – pełen przekrój i kontrast. Baraki to kilkadziesiąt mieszkań, w których mieszkają zarówno ludzie z kłopotami życiowymi, takim, którym coś w życiu nie poszło, ale też świetnie funkcjonujący, z dobra pracą i w stabilnej sytuacji. Tacy, którzy są tam na „chwilę” i najchętniej szybko chcieliby to miejsce opuścić, ale też rodziny mieszkające przy Opolskiej od trzech pokoleń. Ludzie przywiązani do tego miejsca, dobrze się tam czujący i tacy, którzy się do niego nie przyznają.
- Na Twoich zdjęciach czuć bliskość, widać, że zostałeś przez mieszkańców baraków zaakceptowany.
- Od początku zakładałem, że w centrum moich zdjęć będą ludzie. Od pierwszej wizyty od razu fotografowałem, nienachalnie, trochę z boku. Gdy pytali, co fotografuję, tłumaczyłem, że chcę dowiedzieć się więcej o tym miejscu i zachować je na zdjęciach takie, jakim aktualnie jest.Ponieważ baraki nie są rozległym terenem, podczas jednej wizyty niektórych mieszkańców spotykałem kilkukrotnie. Część dość szybko przyzwyczaiła się do mojej obecności i pozwalała się fotografować, ale byli też tacy, którzy od razu zastrzegali, że nie chcą być na zdjęciach.
- A co z wizerunkiem miejsca nieprzyjaznego, było tak strasznie jak słyszałeś wcześniej z legend miejskich?
- Zupełnie nie. Nigdy nie spotkało mnie nic nieprzyjemnego. Zła sława okazała się fałszywym mitem. Nie wszyscy chcieli być na zdjęciach, ale ani przez chwilę nie czułem się tam zagrożony czy niechciany. W trakcie moich wizyt zdałem sobie sprawę, że moja fotograficzna opowieść będzie nie tylko dokumentem zachowującym obrazy miejsca i ludzi, ale też próbą zakwestionowania stereotypu o barakach przy Opolskiej.
- Jest coś, czym odróżnia się ta strefa od innych miejskich enklaw, dzielnic, fyrtli?
- To miejsce ma swój klimat, który ciężko na pewno znaleźć w blokowiskach. Zabudowa szeregowa, mała przestrzeń, niska architektura, usytuowanie budynków, wymuszają brak anonimowości. Relacje między ludźmi przypominają te, których doświadczamy na wsiach, gdzie wszyscy się znają. Tutaj udało mi się wejść w bliskie relacje z mieszkańcami.Po kilku wizytach zapraszali mnie do swoich mieszkań. Na Wildzie to było nie do pomyślenia. Tutaj z kilkoma rodzinami się zaprzyjaźniłem i mamy cały czas ze sobą kontakt. Drukowałem i pokazywałem im zdjęcia. „Enklawa”, bo tak nazwałem to osiedle – stała się dla mnie synonimem spokoju.Tutaj można znaleźć ciszę, odpoczynek od zgiełku dużego miasta.
- Jak długo powstawały zdjęcia?
- Około dwóch lat. Nie wszystko udało mi się pokazać. Nie mam na zdjęciach np.kontrastów, o których wspominałem. Ale nie poddaję się. Ta historia jest już dziś jakąś całością, chcę jednak wracać na Opolską, nadal rejestrować zmiany. Część baraków została wyburzona i powstały w tym miejscu nowe bloki. Prawdopodobnie te pozostałe też będą z czasem wyburzane. Zobaczymy czy to miejsce, ludzie tu żyjący długo tu pozostaną.
rozmowa ukazała się w photobooku prezentującym zwycięski zestaw zdjęć Bartosza Seiferta